Wydarzyła się rzecz, która z reguły nie przytrafia się rodzicom. Zostałem SAM na cały weekend (słownie: DWA dni). Nie do końca jednak sam bo jeszcze był kot i pies, a to już porządna hulajpartia. W każdym razie, zostałem bez Szymona i Agaty. Wymarzony od póltora roku weekend. Miałem milion oczekiwań i planów. To będzie coś!

Ale jak naprawdę wyglądała rzeczywistość?

Inaczej.

Oczekiwania

Gdy dowiedziałem się, że Agata zabiera Szymona na weekend do naszych przyjaciół do Wrocławia, w głowie otworzył mi się obszerny worek możliwych aktywności, które będę mógł wykonywać pod ich nieobecność. Były to na przykład: wyspanie się, posprzątanie garażu, napisanie 5 artykułów na bloga, wypicie piwa, wypicie dwóch piw, wypicie pięciu kolejnych piw, umówinie się z innymi ludźmi na spotkanie (może jeszcze żyją), bieganie, czytanie książki, granie w szachy, robienie nic i o wiele, wiele więcej. Worek okazywał się bez dna co rusz ukazując nową możliwość. W końcu uporządkowanie ogrodu też było jakąś opcją. Wszystko było takie atrakcyjne! 

Moja głowa była pełna planów. Z niecierpliwością wyczekiwałem momentu, kiedy drzwi za moją kochaną rodziną się zamkną, a ja rozpocznę swój weekend kawalerski. Ahoj przygodo!

VS

W końcu nadszedł ten dzień! Drzwi zamknęły się w sobotę o 9 rano!

Rzeczywistość

I rozpoczęła się balanga! Usiadłem na kanapie i zacząłem myśleć, co zrobię jako pierwsze. Pierwsze co mi przychodziło to 5 piw, potem może spanie, potem może 3 piwa i książka, albo na odwrót? Byłem podekscytowany! Pies z kotem, również wykazywali pewne zainteresowanie przestając się gonić nawzajem i bacznie mnie obserwując. Jednak moja podświadomość delikatnie łechtała mnie czymś od środka. Było to lekkie dmuchnięcie, nieme słowo, mgiełka zdarzenia, która szepnęła mi do ucha po czym szybko uciekła: „co tu tak cicho?” Co tu tak dziwnie? Sobota, 9 rano, a ja nie biegam za Szymonem? Nie wycieram mu nosa lub nie zmazuje owsianki ze ściany? Dziwnie coś. Uświadomiłem sobie w tamej chwili, że tak naprawdę zapomniałem już co robią ludzie bez dzieci o godzinie 9 w sobotę. Te 5 piw o 9 rano od samego początku nie do końca mi pasowały. Zastanawiałem się nad tym snując się po domu gdzieś tak do południa, a wszechogarniająca mnie cisza stawała się nieznośna. Później było jeszcze gorzej. O godzinie 14 zacząłem odczuwać lekkie kłucie w żołądku – więc zjadłem obiad. Co dziwne, kłucie nie ustąpiło. Analizowałem to kłucie do 15, upewniając się już na 100 procent, że to nie głód. To było coś innego. Coś czego się nie spodziewałem! Coś gorszego! Nieżyt żołądka? Nie! Zapalenie wątroby! Nie! Zgaga! Nie. Więc co?! Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie z tego sprawy. Do 19 przeleżałem na kanapie, trochę czytając książkę, trochę grając w szachy ale tak naprawdę to nie robiąc nic konkretnego. Po 19 naprawdę zgłodniałem więc zjadłem kolację i obejrzałem coś strasznie nudnego na Netflix’ie. Wypiłem piwo ale było jakoś tak wyraźnie gorzkie. Noc zaskoczyła mnie zapatrzonego w ścianę doszukując się najmniejszego dźwięku w domu. Nic, cisza. nawet pies przestał szczekać. Poszedłem spać. 

Czy niedziela coś zmieni?

Niedziela rano nic nie zmieniła. Obudziłem się jakiś taki niewyspany, nieswój. Kot nie chciał miałczeć, pies dalej milczał jak zaklęty. Włączyłem muzykę. Wzmacniacz wyłączył się z przegrzania zanim uruchomiłem pierwszą piosenkę. Co jest?! Kłucie w żołądku nasilało się. Snułem się po domu, a kot i pies za mną. Do garażu nawet nie zajrzałem, nie mówiąc o spotkaniu się z innymi ludźmi. Nikt nie mógł – wszyscy dzieci lub inne sprawy. Wyszedłem z psem na spacer. Niedzielna, wioskowa cisza. Nikogo nie spotkałem. Ptaki zamilkły. Kogut na zawołanie przestał piać. Po południu, kłucie w żołądku było już nieznośne. Byłem bliski obłędu. Stan rzeczy zmienił się jednak gdy Agata i Szymon wrócili w końcu do domu. Wszystko wtedy wróciło do normy: wrzaski, krzyki, śmiech, płacz, rzucanie zabawkami, szczekanie psa, syczenie kota, stukot garnków, szumienie zmywarki. Nagle cały świat ożył. Pralka zaczęła trajkotać, drzwi trzaskać, hulajnoga Szymona skrzypieć. W końcu mogłem spokojnie usiąść i rozgościć się w tych dźwiękach. Moich dźwiękach.

Kłucie w żołądku zniknęło. Wtedy zrozumiałem co to było.

Tęsknota.

Kategorie: II rok

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

pięć × jeden =