Zima z niemowlakiem

Czy można z niemowlakiem wychodzić na mróz? Można, a nawet i trzeba – oczywiście odpowiednio go przygotowując na hartowanie – ubierając i zabezpieczając przed zimnem kremami. Naszym zimowym zestawem na hartowanie były:

  • Body.
  • Skarpetki – cienkie i grube.
  • Spodnie.
  • Bluza.
  • Kombinezon zimowy.
  • Czapka uszyta przez ciocię.
  • Wełniany komin uszyty przez ciocię.
  • Rękawiczki.
  • Krem nivea.
  • Kocyk.

Zestaw jak na wyprawę na K2.

Pierwszy kontakt

Karierę Szymona z niską temperaturę zaczęliśmy już w 5 piątej dobie jego życia – zamiast tak zwanego werandowania zabraliśmy go od razu na krótki spacer w grudniowe popołudnie. To było najbardziej ekscytujące 500 metrów spaceru w tamtym czasie. Po pierwsze: pierwszy spacer z Szymonem, po drugie: prowadziłem nowy wózek, a po trzecie robiliśmy to w tajemnicy przed babciami. Gdyby się dowiedziały o tym spacerze to na bank by się nam dostało.

Spacery

Przez pierwszy miesiąc życia Szymona staraliśmy się spędzać jak najwięcej czasu na zewnątrz. Stopniowo zwiększaliśmy dystanse naszych spacerów, czy to w chuście czy w wózku, by ostatecznie skończyć na drzemkach w wózeczku na zewnątrz. Do tego dochodziła kontrolowana temperatura ok 19-20 C w domu. Jestem pewien jednego – na pewno go nie przegrzewaliśmy. Chyba, że Szymona dopadały babcie – to inna historia. Gdy tylko spuszczaliśmy Szymona i babcie z oka od razu był ubrany w dodatkową czapkę i przykryty dodatkowym kocykiem. Jest to wojna nie do wygrania – pogodziliśmy się.

Jednakże, najbardziej emocjonującą próbę zimowych spacerów i prawdziwego hartowania podjęliśmy w drugim miesiącu życia Szymona, ponieważ pojechaliśmy na polski biegun zimna czyli na Suwalszczyznę. Jak hartowanie to hartowanie – bo gdzie lepiej Szymon zdobędzie odporność jak nie biegając gołymi stopami po strzaskanej mrozem drodze na Sejny. 

Hartowanie dziecka w huście

Biegun Zimna

Na Suwalszczyźnie planowaliśmy trochę dłuższe wyprawy piesze. Szykowaliśmy się do tras kilkugodzinnych głównie w chuście, ponieważ trasy były tak zaśnieżone, że wózek nie wchodził w grę. W zależności od warunków chodziliśmy z Szymonem w chuście pod kurtką lub na niej, w zależności od tego czy akurat spał, czy chciał oglądać świat. Warto zaznaczyć, że dziecko w chuście bardzo się grzeje – szczególnie jeśli jest jeszcze przykryte kurtką rodzica – dlatego warto go nie przegrzewać. Dla nas oznaczało to ubieranie młodego w standardowe ubranie domowe, a na to kombinezon. Wyzwaniem okazały się stópki, gdyż to one wychładzają się w chuście najbardziej. Pomyśleliśmy o tym zawczasu, kupiliśmy butki niechodki inaczej nazywane przez nas żelazka. W sposób zabawny dopełniały ubioru Szymona, ale co najważniejsze faktycznie chroniły jego ciało przed utratą ciepła. Polecamy!

Prawdziwe hartowanie

Któregoś dnia znajomi zaproponowali, że późnym popołudniem zorganizują nam przejazd saniami po okolicznych terenach. Pomijając moją wątpliwość, czy warto męczyć biedne zwierzę, uznaliśmy, że będzie to ciekawe doświadczenie. Był to wyjątkowo zimny dzień – gdy słońce zachodziło było już ok -15 C. Po zmroku pewnikiem było 20 poniżej 0. Ubraliśmy się ciepło, zapakowaliśmy się w auto i w piątkę pojechaliśmy do sąsiada, który miał nas przewieźć. Pierwszym wyzwaniem, było wejście do maleńkich sań. Nie były to sanie rodem z filmów, a raczej większa wersja sanek dla dzieci. Gdy usiedliśmy na dwóch małych ławkach trzeba było trzymać się wystających części sań, aby nie wypaść. Szymona trzymaliśmy w kokonie asekurując go ze wszystkim stron. Ruszyliśmy. Nie pamiętam kiedy było mi tak zimno. Szczypała mnie cała twarz pomimo tego, że była posmarowana grubą warstwą kremu. Co jakiś czas zerkaliśmy na Szymona, jego różowe policzki wskazywały na to, że jemu jest w sam raz – smacznie spał, kołysany rytmicznym ciągnięciem sań. Cała podróż trwała ok godziny z jednym postojem pod lasem na odpoczynek dla konia. Stłoczyliśmy się wtedy wokół pochodni podskakując rytmiczne aby wydzielić choć trochę ciepła. Szymon dalej spał w najlepsze. W przeciwieństwie do naszego syna ja walczyłem z myślami  – kiedy to się wreszcie skończy! Było PRZERAŹLIWIE zimno. I tylko to pamiętam. Czy ta temperatura zrobiła na Szymonie takie wrażenie jak na nas? Chyba nie.  

Pierwsze wspomnienie zimy

Po kilku miesiącach od tego wyjazdu ciągle pamiętamy jedno. Zimno, które przenikało do szpiku kości. Gdy pytamy oto Szymona – czy pamięta jak mu było, odpowiada standardowym: babababababa. Więc nie wiadomo. Mamy nadzieję, że nie będzie nam tego pamiętał do końca życia. A jeśli chodzi o hartowanie to gorszy mógł być tylko przerębel – ale cóż, Szymon jeszcze wtedy nie potrafił pływać. Albo potrafił, tylko my o tym jeszcze nie wiedzieliśmy? Za rok tam wracamy!

Kategorie: I rok

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

dwa × pięć =