Jest sobota wieczór, około szóstej po południu. Właśnie o tej porze mieliśmy być na imprezie urodzinowej córeczki naszych przyjaciół – ale niestety nas nie ma. Dlaczego? Bo Szymon ma gila.
Odpowiedzialność
Posiadanie dziecka to duża odpowiedzialność, jak się okazuje, nie tylko za swoje dziecko i swoje zdrowie psychiczne, ale również odpowiedzialność za zdrowie innych – przede wszystkim dzieci. Szymon po ostatnim weekendzie niestety znów dostał kataru i kaszlu, a dopiero niedawno udało się nam go wyprowadzić z zapalenia oskrzeli. Objawy przeziębienia wróciły może po trosze z naszej winy bo spędziliśmy całe niedzielne popołudnie w lesie na świeżym powietrzu, a może po prostu złapał coś od swojego kuzyna podczas poniedziałkowego obiadu. Jakikolwiek powód to nie był, efekt był ten sam: katar, kaszel i lekka gorączka. Na szczęście stan Szymona nie był na tyle poważny aby w ruch szedł Worek Kostuchy aczkolwiek kaszel i katar wskazywały, że coś w organizmie Szymona się dzieje. Przez cztery dni próbowaliśmy zniwelować objawy lecz nader szybko przyszła sobota – musieliśmy zadecydować co robić: czy zostać w domu czy jechać na imprezę.
Wybór
Wybór nie jest ani łatwy ani oczywisty. Po pierwsze, po konsultacji z lekarzem wynikało, że to raczej pozostałość po przebytej chorobie niż jakiś nowy wirus i że jest mała szansa, że Szymon zaraża. Wyboru nie ułatwiał dobry humor Szymona, który wskazywał, że oprócz widocznych objawów nic mu nie dolega. Szalał jak zawsze, zupełnie nie zwracając uwagi na pojawiający się od czasu do czasu katar.
Z drugiej strony jednak, kaszel i wylatujący pod sufit katar z nosa podczas kichania Szymona nie pozostawiał złudzeń – Szymon nie jest w pełni zdrowy.
Myślę, że wszyscy wiemy, że dzieci budują odporność z czasem – również poprzez przechodzenie chorób – ale czy to znaczy, że trzeba ryzykować zdrowie innych dzieci? No właśnie.
Dylemat
Z jednej strony bardzo chcieliśmy pojechać bo dawno się z tymi przyjaciółmi nie widzieliśmy ale z drugiej strony paliła się nam lampka ostrzegawcza czy faktycznie powinniśmy. W piątek wieczorem zadzwoniliśmy do znajomych i powiedzieliśmy jaka jest sytuacja – tylko, że co z tego? Kto ma podjąć decyzję? Czy gospodarze, którzy nas zapraszają czy my, którzy mają problem? Dzwoniąc do nich podświadomie przekładaliśmy na nich odpowiedzialność: “my mówimy jak jest – Wy powiedzcie, czy to jest dla Was ok”. Jest to duże brzemię dla gospodarzy bo z kolei z ich strony ciężko jest gościom odmawiać. Impas. Daliśmy sobie czas do soboty rana – wtedy mieliśmy podjąć decyzję.
Decyzja
Po przemyśleniu tematu – sprawa wydała nam się jasna – to na nas ciąży odpowiedzialność, po pierwsze za zdrowie Szymona jak i pozostałych dzieci. Próba przekładania tej decyzji na innych wydaje się nieadekwatna. Informacja o zdrowiu dziecka jest ważna, ale decyzja leży po stronie rodziców, przyjemność ze spotkania nie zmniejsza odpowiedzialności za potencjalnie rozsiewanie choroby.
Rano wykonaliśmy telefon do przyjaciół: “nie przyjeżdżamy”.
Mam wrażenie, że każdy odetchnął z ulgą.
0 komentarzy